Babskim okiem – Najfajniejsi koszykarze sezonu zasadniczego NBA 2011/2012

Przyjęło się, że o koszykówce mówią i piszą głównie mężczyźni.  Ciekawe jest to o tyle, że patrząc na trybuny podczas oglądania meczów NBA czy nawet chodząc na spotkania Tauron Basket Ligi odniosłam wrażenie, że koszykówka wśród kobiet jest sportem dość popularnym. I o ile całkiem sporo kobiet wyraża zainteresowanie TBL – choćby na Facebooku – o tyle na polskich stronach o NBA kobiecych głosów raczej nie słychać. Czyżby najlepszą koszykarską ligą świata interesowali się tylko mężczyźni? Spieszę zadać kłam temu twierdzeniu, a jakem żona wielkiego fana NBA, postanowiłam napisać swój pierwszy tekst o koszykówce…
No, właściwie to o koszykarzach :). Może przekona on niektóre kobiety, że warto zainteresować się koszykówką nie tylko ze względu na świetny sport, którym jest, ale także ze względu na rewelacyjnych zawodników  😉
(Tekst jest autorstwa Natalii Koniecznej, żony Wojtka, założyciela Retro NBA)

Co oznacza „najfajniejsi koszykarze sezonu zasadniczego 2011/2012”?

Pytanie to, dość proste, warto na początku wyjaśnić. Sezon zasadniczy – wiadomo – jest to runda, w której każda drużyna gra z każdą drużyną po kilka razy (więcej lub mniej w zależności od różnych rzeczy) po to, żeby wyłonić najlepszą szesnastkę, która zagra w play offach. Proste? No, banalnie proste tak naprawdę.  Najfajniejsi koszykarze to z kolei… hm, może nie zawsze można nazwać ich najprzystojniejszymi, ale na pewno mają w sobie coś interesującego. Żaden z nich nie jest pamprem, który znalazł się na liście przypadkiem, można by z nich stworzyć całkiem niezłą drużynę, a poza tym – przyciągają spojrzenia i są, no, po prostu – moim zdaniem, najfajniejsi! Zastrzegam od razu, że jest to ranking bardzo subiektywny, wybierając najfajniejszych koszykarzy NBA nie kierowałam się doniesieniami medialnymi, spędziłam za to wiele godzin przeglądając zdjęcia absolutnie wszystkich zawodników tegorocznego sezonu zasadniczego. Wybór był piekielnie trudny…
Zapraszam więc do lektury!

10. Gary Neal

Gary Neal to zawodnik San Antonio Spurs, który gra albo na pozycji rozgrywającego, albo na pozycji rzucającego obrońcy. Niezbyt wielki jak na koszykarza – ma „tylko” 193 cm wzrostu. Gary znalazł się w zestawieniu, bo świetnie się śmieje i po prostu wygląda nieźle. „Jasne” – powie wiele osób – „jest mnóstwo zawodników, którzy są fajniejsi” – zapewne, ale ja znalazłam tylko dziewięciu ;).

9. Chris Paul

Ktoś powie „Chris Paul ma odstające uszy”, a ja mu odpowiem „No i co z tego?”. Ktoś zapewne doda: „Ma tylko 183 cm wzrostu”, a ja odpowiem: „Nie dziwota, jest w końcu rozgrywającym LA Clippers, po co mu więcej?”. Może ktoś jeszcze doda: „Ale przecież on jest taki zwyczajny…”, to ja mu powiem: „Zwyczajni znaleźli się poza dziesiątką. On ma nr 9 w rankingu”.

8. Tony Parker

Prawie nikt nie lubi rozgrywającego San Antonio Spurs. No bo kto mógłby zrobić TAKIE świństwo TAKIEJ babce?

Parker, choć jest jednym z bardziej docenianych koszykarzy NBA, nie ma raczej łatwego życia. Nie zmienia to jednak faktu, że jest jednym z tych, którzy rozbrajają spojrzeniem i niejedna babka dałaby się pokroić za jego jeden uśmiech. No, bo fajnie wygląda, co tu kryć.  Przy swoich 188 cm wzrostu nie jest ani kolosem, ani nie przypomina pakera.

7. Ricky Rubio

To zdecydowanie najmłodszy koszykarz w zestawieniu – ma zaledwie 21 lat, a już dorobił się statusu gwiazdy. Miałby też wielkie szanse na zostanie debiutantem roku, gdyby nie paskudna kontuzja, która na dość długi czas wyłączy go z gry. Rubio to kolejny rozgrywający w zestawieniu – ma 191 cm wzrostu i jest raczej drobny, a ujmuje chyba głównie jego chłopięcy wygląd.

6. Serge Ibaka

Serge Ibaka to pierwszy skrzydłowy w zestawieniu. Potężny – mierzy 208 cm i waży 107 kg, jednak gracz Oklahoma City Thunder sprawia wrażenie fajnego, sympatycznego gościa, który uśmiechem powala wszystkie fanki koszykówki. No i jak tu nie dać mu miejsca nr 5?

5. Dwight Howard

Środkowy Orlando Magic to człowiek, któremu – mam czasem takie wrażenie – uśmiech nigdy nie schodzi z twarzy i to chyba czyni go jednym z najfajniejszych koszykarzy obecnego sezonu NBA. Poza tym Howard jest potężny – przy swoich  211 cm wzrostu i 120 kg robi wrażenie… I rozbraja uśmiechem. No i, warto dodać, jest bezapelacyjnie  najlepszym środkowym NBA – po Howardzie nie ma długo, długo nikogo, a dopiero gdzieś daleko za nim jest Andrew Bynum z LA Lakers.

Dwight Howard w stroju Supermana robi wsad

4. Tyson Chandler

Kolejny człowiek z wiecznym uśmiechem. Chandler to drugi środkowy w zestawieniu – wyższy o 5 cm od Howarda, aktualnie gra dla New York Knicks. Człowiek z klasą, który – mam takie wrażenie – rewelacyjnie wygląda zarówno na boisku, jak i poza nim 🙂

3. Ray Allen

Prawdopodobnie najsympatyczniejsza gęba amerykańskiej koszykówki – i to od lat. Rzucający obrońca Boston Celtics to człowiek, który wygląda, jakby oddawał drugiej osobie duszę na dłoni. Ma 196 cm wzrosty, jest najstarszym graczem w zestawieniu – w lipcu skończy 37 lat, co, jak na koszykarza, jest już dość sędziwym wiekiem. Obawiam się mocno, że obecnie rozgrywa jeden z ostatnich sezonów w NBA – choć z ogromnej sympatii do niego życzę mu, żeby grał świetnie jeszcze długo i długo rzucał wolne i trójki jak najlepiej. Ray Allen znalazł się rankingu tak wysoko także dlatego, że jest jednym z pierwszych koszykarzy, jakich zapamiętałam i do jakich poczułam sympatię – no i zagrał w filmie Spike’a Lee! 🙂

2. Kevin Garnett

Kevin Garnett, silny skrzydłowy Boston Celtics, jest tego samego wzrostu co Dwight Howard. O Garnecie jednak nie można powiedzieć, że jest „przystojny”, że „uroczo się śmieje” czy „powala spojrzeniem” – jeśli robi to ostatnie, to raczej nie w pozytywnym znaczeniu. Garnett wygląda groźnie, jest długi, chudy i świetnie rzuca z półdystansu. Dałam mu dwie ksywy, których używam zamiennie – Faraon i Ramzes, bo skrzydłowy przypomina mi trochę faraona, wysokiego dostojnego i takiego… zasuszonego trochę. Ale ma w sobie coś, co sprawia, że każdy mecz z nim oglądam z wypiekami, a jeśli nie gra – jestem ciężko rozczarowana. Boston jest zdecydowanie moja ukochaną drużyną, ale jeśli zabraknie w nim Garnetta – nie wiem, co będzie…

1. Derrick Rose

MVP poprzedniego sezonu NBA. Jeden z najlepszych koszykarzy, którego w ostatnich miesiącach ciągle łapią jakieś kontuzje. Rose jest fantastyczny – rozgrywający Chicago Bulls ma 191 cm wzrostu i ma w gębie coś powalającego. Z piłką robi rzeczy niesamowite. I choć mam wrażenie, że uśmiecha się rzadko (patrz: Dwight Howard, Tyson Chandler), to nic mi to nie przeszkadza.

Lubię Chicago Bulls, ale kiedy Rose nie gra, nie oglądam ich meczów.

To już koniec mojego subiektywnego rankingu. I owszem, pewnie wiele osób będzie się czepiać, że zabrakło na przykład „najlepiej ubranego Dwyane’a Wade’a”, ale podkreślałam – nie mam zamiaru schlebiać populistyczny gustom. Moja dziesiątka może nie jest „najlepiej ubrana”, „najprzystojniejsza”, „najbardziej czarująca”, ale na pewno jest najfajniejsza. No pokażcie mi inną drużynę, w której Derrick Rose rozgrywa piłę z Ray’em Allenem, Kevinem Garnettem, Sergem Ibaką i Dwightem Howardem…? Ech, taka mała ekipa marzeń 🙂

Następna notka dotyczyć będzie tych koszykarzy, nazwijmy ich eufemistycznie, „fajnych inaczej”. Będzie na pewno ciekawie! Zapraszam już niedługo 🙂

„Galeria Graczy Zapomnianych” – J. B., czyli setny strzelec Byków!

Bardzo długo myślałem nad tym, kto powinien być pierwszym bohaterem cyklu „Galeria Graczy Zapomnianych” i zarazem pierwszym graczem, o którym napiszę na Retro NBA.
Czy miał to być jeden z moich ulubionych graczy, czy może któryś z najlepszych (tak, to wcale nie oznacza tego samo :)), czołowy strzelec lat 90. czy może gracz, który zasłynął wspaniałymi akcjami i który gościł regularnie w Top10.
Ostatecznie wybór padł na zawodnika, o którym mało kto dziś pamięta, a który wbrew logice i umiejętnościom zapisał się na trwałe w historii NBA.
Nigdy nie był wielkim strzelcem – ba! – nigdy nie był nawet wielkim zawodnikiem, w Top10 nie gościł pewnie nigdy, nigdy też nie widziałem go na okładce żadnego magazynu o koszykówce, a znaleźć plakat, na którym się pojawia – ale nie jako tło! – to prawdziwy wyczyn. Ze świecą też szukać kogoś, kto mając wymienić stu znanych sobie koszykarzy, choć przez sekundę pomyśli o nim, nie ma go też w książkach o koszykówce, składzie któregokolwiek Dream Teamu czy albumie z naklejkami (jeśli jest, dajcie znać!).
Pewnie też nikt nie pamięta, jaki nosił numer na koszulce i nikt też pewnie nie wymieniłby go, gdyby miał podać koszykarzy, którzy nosili koszulkę z nr 30 czy 35…

Dlaczego wybrałem więc właśnie jego? Bo gdy myślę o NBA z lat 90., to właśnie on jest jedną z postaci, która przychodzi mi do głowy jako pierwsza.
Zawsze go lubiłem, zawsze podziwiałem jego wytrwałość i determinację – gdy mało kto wiedział o jego istnieniu, a jeśli wiedział, to kpił sobie z jego (nie)obecności na parkietach – ja uwielbiałem obserwować jego występy i z uporem śledziłem jakichkolwiek o nim wzmianek.
A tych nie było zbyt wiele…

O kim mowa?
Pewnie już wiecie, że bohaterem pierwszego odcinka Galerii jest…

Jud Buechler!

Zanim Jud trafił do NBA…

Jud urodził się jako Judson Donald Buechler 19 czerwca 1968 roku w San Diego w Kalifornii. Dorastał w Poway, leżącym w aglomeracji San Diego i tam też chodził do szkoły średniej – Poway High School. Tam też zaczął swoją przygodę z koszykówką, choć niewiele brakowało, a Jud wybrałby siatkówkę, w którą też grał całkiem nieźle – wybrano go nawet do pięćdziesiątki najlepiej zapowiadających się młodych siatkarzy w całych Stanach!
Świat zyskałby niezłego siatkarza, ale wszechświat straciłby niezwykłego koszykarza…

W 1986 roku osiemnastoletni wówczas Jud wstąpił do college’u – University of Arizona, w którym przez cztery lata (1986-1990) grał w koszykówkę w drużynie Arizona Wildcats.

Jud (pierwszy z lewej) w barwach Arizony

Dla Wildcast zdobył w sumie 1144 punkty w 131 meczach, osiągając średnie z całych studiów na poziomie 8,7 pkt., 4,9 zb. i 1,9 as. przy świetnej skuteczności z gry – 55%, w tym 38% za 3 pkt.
W 1990 roku został uznany za MVP drużyny i wybrany do pierwszego zespołu All-Pac-10 po tym, jak uzyskiwał średnio 14.9 punktu, 8.3 zbiórki i 4.0 asysty. Nie zapomniał też o siatkówce, którą cały czas uprawiał – na zakończenie studiów uznano go za najlepszego siatkarza Arizony. W uznaniu jego osiągnięć w dwóch dyscyplinach zdobył przydomek „Judge”.

Z University of Arizona do NBA trafiło aż 41 graczy (10 gra nadal!), m.in. Jason Terry, Mike Bibby, Richard Jefferson, Damon Stoudamire, Gilbert Arenas, Sean Elliott, Andre Iguodala, Chris Mills czy Steve Kerr. W całym tym towarzystwie Jud zajmuje 16 miejsce pod względem zdobytych w NBA punktów, 10 w blokach, 12 w przechwytach, 14 w asystach, 13 w zbiórkach i 12 w celnych trójkach.
Średnio – ale akurat to słowo będzie definiowało całą karierę Juda…

Trudne początki…

1990Seattle Super Sonics

27 czerwca 1990 roku Jud został wybrany z jedenastym numerem w drugiej rundzie draftu (czyli 38 numerem w ogóle) przez Seattle SuperSonics., jednak nie dane było Judowi nawet założyć koszulki Sonics, bo od razu został przehandlowany do New Jersey Nets. Sonics raczej za Judem nie płakali, bo trochę wcześniej z numerem drugim – ale w pierwszej rundzie – wybrali Gary’ego Paytona…
Ciekawostką jest fakt, że z niższymi niż Jud numerami w drafcie zostali wybrani m.in. Cedric Ceballos i Antonio Davis…

1990-1991 – New Jersey Nets

Jud swój pierwszy sezon spędził w New Jersey, wówczas drużynie bardzo słabej (poprzedni sezon zakończyli z bilansem 17-65).  Jud zadebiutował – w koszulce z nr 35 – w pierwszym meczu sezonu z Indiana Pacers, który niestety Nets przegrali bardzo wysoko – 81:100. Buechler wszedł wtedy z ławki na 15 minut, oddał 5 rzutów – 2 celne – zdobył 4 pkt. i zaliczył zbiórkę i przechwyt.
Mało imponujące wyniki, które niestety oddają to, jak wyglądał cały jego debiutancki sezon.
Oddać jednak trzeba, że Jud zagrał aż w 74 meczach (4 wynik w zespole – tyle samo co Derrick Coleman), a w 10 meczach wyszedł nawet w pierwszej piątce i choć grał tylko 11, 6 minut na mecz, to z całej piątki debiutantów Nets tylko wspomniany Coleman grał więcej niż Jud.
W sumie Buechler zdobył łącznie 232 punkty w swoim debiutanckim roku, notując średnie 3.1 pkt. i 1.9 zb., rzucając ze skutecznością 41,6%. W żadnej ze statystyk nie mieścił się w pierwszej piątce drużyny…
Bez szału, ale w całym sezonie Jud rozegrał dwa bardzo dobre mecze – 26 stycznia 1991 roku w wygranym meczu z Miami rzucił 12 punktów, zebrał 7 piłek i miał 4 przechwyty (oraz dodatkowo 3 asysty i blok), a 7 marca w meczu z San Antonio zebrał 7 piłek – były to jego rekordowe osiągnięcia w sezonie.
Niestety, Nets zakończyli sezon z fatalnym bilansem 26-56 – co prawda wykazali poprawę, ale o play-off mogli tylko pomarzyć…

1991-1992 – New Jersey Nets, San Antonio Spurs, Golden State Warriors

Jako drugoroczniak Jud dokonał niesamowitego wyczynu – w ciągu jednego roku zagrał aż w trzech zespołach!
Rozpoczął oczywiście w Nets, ale zdążył zagrać tylko w dwóch meczach, w których rzucił łącznie 8 pkt. (jego trzecia najwyższa średnia z kariery!) i musiał zacząć pakować walizki, co niestety stało się dla niego w tym sezonie normą…
Nets podziękowali mu za współpracę i rozwiązali z nim kontrakt 8 listopada, aby zrobić miejsce na liście płac dla Kenny’ego Andersona.

Na szczęście po bezrobotnego small forwarda już cztery dni później zgłosili się San Anotnio Spurs, którzy szukali zastępcy dla kontuzjowanego Paula Pressey’a. Niestety, Spurs pozbyli się Juda zaledwie po 11 spotkaniach – na tydzień przed Bożym Narodzeniem, 17 grudnia, został zwolniony.
Zaledwie kilka dni później okazało się, że wcześniej grał z pękniętą kością trzeszczki w prawym nadgarstku.
W barwach Spurs Buechler zdobył 33 pkt. – niestety nie w jednym meczu, tylko w sumie, przez miesiąc.
Średnio notował 3.0 pkt.,  i 2.0 zb.i 1.0 as. w 12.7 minut na mecz. Najlepszy mecz rozegrał 6 grudnia przeciwko Utah Jazz, gdy zdobył 8 punktów, z kolei 20 listopada w meczu z Minnesotą zebrał 6 piłek.
W barwach Spurs Jud grał z numerem 33.

Na dwa dni przed Gwiazdką nad Judem ulitowali się Golden State Warriors – 22 grudnia podpisali z nim roczny kontrakt i… od razu umieścili na liście kontuzjowanych.
Jud jednak nie próżnował – zważywszy, że jego prawa ręka była niezdolna do gry, trenował rzuty lewą ręką…
Jud wykurował się i wrócił na ostatnich 15 spotkań Warriors, w których notował  średnio 1,9 pkt. i 1,9 zb. w czasie 8.1 minuty na mecz. Wojownicy mieli wtedy bardzo dobrą drużynę – z Mullinem i Hardawayem – i z bilansem 55-27 weszli do play-off.
Do których nie wszedł niestety Jud…

Cały sezon 1991/1992 zakończył średnimi 2,5 pkt, i 1,9 zb., rozgrywając 28 spotkań. Wrócił też do swojego pierwszego numeru – 35.

Wojownik – sezon rekordów!

1992-1993 – Golden State Warriors

Mimo mało imponujących statystyk, Warriors nie skreślili Buechlera – przeciwnie: po tym, jak Jud świetnie spisał się w rozgrywkach ligi letniej, osiągając w siedmiu meczach bardzo dobre statystyki (15,6 kt., 4,9 zb. oraz 3,6 as.) – zdecydowano się podpisać z Judem nowy kontrakt.

Podczas sezonu regularnego Buechler był jedynym członkiem Warriors, który nie doznał żadnej kontuzji i był gotowy do gry we wszystkich 82 meczach.
Sezon 1992/93 – trzeci w karierze Juda -był dla niego pod każdym względem wyjątkowy i rekordowy.
Jud zagrał w 70 meczach – gdy siedział na ławce, to tylko z powodu decyzji trenera – 9 razy wychodząc w wyjściowej piątce.
Za cały sezon notował średnio 6,2 pkt., 2,8 zb., 1,3 as., 0,7 prz. i 0,3 bl. – we wszystkich tych kategoriach osiągnął rekordy całej swojej kariery!
Jud grał średnio 18,4 minuty na mecz (2. wynik kariery) i rzucał ze skutecznością 44% z gry i 34% za 3 pkt. (trafił łącznie 20 trójek).

Szczególnie dobrze Jud grał w końcowej fazie sezonu – wystąpił we wszystkich ostatnich 27 grach, notując średnio 8,8 pkt., 3,9 zb. i 2,4 as. Gdy wychodził w pierwszym składzie – 9 razy – notował średnio 9.2 pkt., 4.6 zb. i 2.7 as.
Dwa razy Jud był najlepszym strzelcem swojej drużyny – 14 lutego 1993 w meczu z Washingtonem rzucił 17 punktów, a 18 marca przeciwko Houston uzyskał 15 punktów.
Z kolei 2 kwietnia przeciwko Dallas Jud zagrał najlepszy mecz w swojej karierze – rzucił 19 punktów, uzyskując najwyższy wynik punktowy w karierze!
Ciekawostką jest też fakt, że Jud zakończył sezon z drugim najlepszym stosunkiem asyst do strat w całej drużynie –  (1,7 do 1)  – lepszy był tylko Tim Hardaway.

22 grudnia 1992 roku Jud w meczu z Phoenix Suns rzucił 16 pkt. i popisał się tym oto efektownym wsadem (tak! Jud Buechler zapakował piłkę do kosza – nie pierwszy i zresztą nie ostatni raz!):

Niestety, w ostatniej minucie gry Jud spudłował dwa rzuty wolne i Warriors przegrali ten mecz dwoma punktami…

1993-1994 – Golden State Warriors

Buechler dzięki dobrym występom w sezonie 92/93 dostał angaż na kolejny, niestety grał znacznie mniej – i znacznie krócej. Wystąpił tylko w 36 meczach, spędzając na parkiecie średnio tylko 6,1 minuty. Tylko 9 razy przebywał na parkiecie więcej niż 10 minut, nie ma się więc co dziwić, że uzyskiwał średnio tylko 2,9 pkt. i najniższą w całej karierze średnią 0,9 zb.
Najlepszy mecz zagrał 21 kwietnia przeciwko Sacramento Kings, gdy zdobył 18 punktów, spędzając na parkiecie rekordowe w tym sezonie 17 minut.
Warriors wygrali w sezonie 50 gier i weszli do play-off, niestety ponownie w ich składzie na rozgrywki posezonowe zabrakło Juda…

Jak Jud zdobył trzy pierścienie, czyli byczy czas…

1994-1995 – Chicago Bulls

Po słabszym sezonie w Warriors Jud pożegnał się z klubem z Kalifornii i przed sezonem 94/95, 16 września 1994 roku podpisał kontrakt z będącymi w odwrocie po odejściu Michaela Jordana Chicago Bulls.
Niestety, początki jego gry w barwach Byków – którzy przyznali mu koszulkę z numerem 30 – nie były zbyt udane: sezon zaczął na liście graczy kontuzjowanych, po tym, jak doznał urazu prawego kolana. Na szczęście 16 listopada, po opuszczeniu 6 pierwszych gier sezonu, wrócił do pełnej dyspozycji i zadebiutował w barwach Bulls w wygranym 94:92 meczu z San Antonio – Jud wszedł z ławki na 9 minut, i rzucił swoim „byłym kolegom” (ciekawe, czy ktoś z nich pamiętał, że kilka lat wcześniej grał w Spurs) 4 punkty i zebrał 2 piłki.
Ten mało efektowny debiut kolejny już raz wyznaczył rolę Juda w drużynie na przestrzeni całego sezonu.
I całej kariery…
Niestety, w marcu kontuzja kolana się odnowiła i Jud po raz drugi wypadł ze składu, opuszczając 11 gier.
W całym sezonie Buechler rozegrał 57 spotkań – wszystkie z ławki – notując średnie 3,8 pkt. i 1,7 zb., grając średnio niecałe 11 minut. Wyróżniał się jedynie dobrą skutecznością – 49% z gry, w tym 31% za 3 pkt., ale wolne rzucał już najgorzej w całym zespole – 56%…
Swój najlepszy mecz sezonu rozegrał 3 grudnia 1994 przeciwko bostońskim Celtom – rzucił wtedy 17 punktów w 18 minut (trafił m.in. 3 trójki)!
Był to jeden z jego zaledwie 5 meczów, w których uzyskał dwucyfrowy wynik punktowy.
Pod koniec sezonu do drużyny wrócił Michael Jordan, Jud stał się więc świadkiem historycznej chwili.
Byki zakończyły sezon z wynikiem 47-35 i awansowały do play-off. Co ważne, do rozgrywek posezonowych awansowała nie tylko drużyna, ale też – po raz pierwszy w karierze! – sam Jud!
Buechler zagrał – oczywiście zawsze wchodząc z ławki – we wszystkich 10 meczach fazy play-off, notując średnio 2 punkty i 2 zbiórki w czasie 10,4 minuty na mecz. Najlepszy mecz rozegrał w 5 spotkaniu półfinałów konferencji z Orlando Magic, gdy rzucił 8 punktów.
Niestety, Byki odpadły z rywalizacji po 6 meczach, a Jud – podobnie jak reszta drużyny – musiał jeszcze poczekać na mistrzowski pierścień…

1995-1996 – Chicago Bulls

Drugi rok z rzędu Jud pełnił rolę, która naznaczyła praktycznie całą jego karierę – niezawodnego rezerwowego, mogącego grać tak na pozycji rzucającego obrońcy, jak małego skrzydłowego, który wchodzi z ławki na kilka minut i „robi swoje”.
Tak też było w sezonie 94/95, statystycznie bardzo podobnym do poprzedniego – Jud w czasie 10 minut notował średnio 3,8 pkt. i 1,5 zb., grając aż w 74 spotkaniach – oczywiście zawsze wchodząc z ławki.
Co ważne, Jud właśnie w tym sezonie wyrobił sobie markę solidnego strzelca z dystansu, na którego wsparcie można liczyć wpuszczając go do gry na kilka minut – Jud rzucał za 3 pkt. ze skutecznością aż 44,4% (rekord kariery!), trafiając aż 40 z 90 rzutów. Co ważne, pod względem skuteczności rzutów z dystansu zajął wówczas drugie miejsce w drużynie (za Kerrem a przed Jordanem!) i był piąty w zespole pod względem liczby trafionych trójek, mimo, że grał relatywnie bardzo krótko. Przynajmniej jedną trójkę trafił w aż 30 grach, w 16 trafiając każdą z oddanych (inna sprawa, że zwykle była to jedna trójka…).
Dwucyfrowy wynik punktowy osiągnął w sezonie 8 razy, a sezon high osiągnął 9 grudnia w meczu z Milwaukee Bucks (patrz: zdjęcie powyżej) – rzucił 14 pkt., trafiając 4 z 6 trójek.

W sezonie 95/96 Jud zaliczył także najefektowniejszą akcje w karierze – 11 listopada 1995 w meczu z Portland Trail Blazers Jud rzucił 7 pkt., popisał się takim oto zagraniem:

Byki zakończyły ten sezon z rekordowym wynikiem 72-10 (!!!) i oczywiście awansowały do drugiej fazy – a wraz z nimi, po raz drugi z rzędu – Jud.
Buechler kolejny więc raz zapisał się w historii, grając w zespole, który osiągnął najlepszy wynik w sezonie regularnym w całej historii ligi!
Jud zagrał w 17 z 18 spotkań fazy play-off, notując średnio 2,7 pkt. w czasie 7,5 minuty na mecz.
Szczególnie dobrze Jud grał w pierwszej rundzie przeciwko Miami Heat – w meczu nr 3 rzucił 7 punktów:

i zaliczył takiego oto jumpshota:

W finałach z Sonics Jud nie odegrał niestety zbyt dużej roli – co prawda zagrał we wszystkich 6 meczach, ale łącznie spędził na parkiecie tylko 33 minuty, rzucił łącznie 4 punkty, miał 4 przechwyty i… ani jednej zbiórki i asysty.
Ale zdobył swój pierwszy pierścień mistrzowski!

1996-1997 – Chicago Bulls

Wszechstronność Juda i jego gotowość do gry na wysokim poziomie „na wezwanie” sprawiły, że mimo faktu, iż nie dostawał zbyt wiele czasu gry – w sezonie 96/97 zaledwie 9,3 minuty na mecz – był ważnym członkiem składu Bulls, wnosząc z ławki zaangażowanie i determinację – oraz skuteczność.
Jud rozegrał w sezonie 76 gier, notując średnio 1,8 pkt. i 1,7 zb., rzucając za 3 pkt. ze skutecznością 33,3 % (5 ms. w zespole), jednak jego statystyki były wyraźnie słabsze niż w poprzednim sezonie.
Swój strzelecki rekord sezonu uzyskał 5 marca w wygranym 111-69 meczu z San Antonio – Jud rzucił 12 punktów, trafiając 2 z 3 trójek. Był to zaledwie jeden z dwóch meczów, w którym Jud uzyskał dwucyfrowy wynik punktowy…
Najlepszy mecz Buechler zagrał 7 kwietnia w wygranym 128-102 spotkaniu z Filadelfią – miał 7 punktów, 10 zbiórek (w tym 6 ofensywnych – rekord kariery!) i 6 asyst (również rekord kariery).
Kolejny rekord kariery zanotował 14 marca w meczu z New Jersey, gdy zablokował trzy rzuty.
Byki z wynikiem 69-13 oczywiście awansowały do play-off, a z nimi – trzeci raz w karierze i trzeci raz z rzędu – Jud.
Buechler pojawił się w 18 z 19 meczów Bulls w play-off, notując średnio 1,8 pkt. i 1,3 zb.w 7,7 minuty na mecz – jak widać poziom z sezonu zasadniczego został zachowany :).
W pierwszych kilku meczach play-off Buechler pojawiał się na boisku na bardzo krótko (4 minuty w pierwszych 3 grach i 0 pkt.), później grał jednak zaskakująco wiele razy, co było spowodowane m.in. słabą grą Kukoca. W meczach finału konferencji z Heat rzucał 3,4 pkt. na mecz, ważną rolę odegrał także w finałach z Utah Jazz.
W meczu nr 6 Jud zrobił to, co do niego należało – na boisku przebywał 90 sekund, ale zdobył bardzo ważne trzy punkty – jego rzut w końcowych sekundach trzeciej kwarty zmniejszył przewagę Jazz z dziesięciu do siedmiu punktów.
W sześciu finałowych meczach Jud zagrał łącznie 52 minuty, rzucił 10 punktów (1,7 na mecz), miał 7 zbiórek, 3 bloki, 3 przechwyty i 2 asysty.
Gdyby były to rezultaty z jednego meczu, to byłby to dobry wynik, ale jak podzielimy to przez sześć…
Jakkolwiek – Jud świętował wraz z kolegami zdobycie drugiego mistrzostwa z rzędu, a sam wzbogacił się o drugi pierścień mistrzowski!

Mistrzowie NBA 1997 - znajdź Juda!

1997-1998 – Chicago Bulls

Czwarty sezon gry Juda w barwach Bulls był bliźniaczo podobny do poprzednich. Buechler zagrał w 74 meczach (oczywiście wszystkie z ławki!), grając średnio przez 8,2 minuty. Za cały sezon uzyskał średnie 2,7 pkt. i 1,0 zb., ale mógł się poszczycić – nie pierwszy już raz – dobrą skutecznością: 48,3% z gry, w tym 38,5% za 3 punkty.
W całym sezonie trafił 25 trójek. Dwa razy uzyskał dwucyfrowe wyniki punktowe – rzucił 11 punktów w wygranym 118:90 meczu z Denver Nuggets (miał też 5 zbiórek), trafiając aż 3 trójki, także 11 punktów rzucił w wygranym 97:75 meczu z Cleveland Cavaliers – i to zaledwie w 13 minut, trafiając 4 z 5 rzutów, w tym 3 z 4 trójek.
Byki wygrały w sezonie 62 mecze i po raz czwarty z rzędu z Judem w składzie awansowały do play-off.
Jud zagrał w 16 meczach play-off, ale nigdy wcześniej nie odegrał tak małej roli w rozgrywkach posezonowych – grał średnio tylko 4 minuty na mecz, notując średnio 0,7 pkt., 0,7 zb. i 0,2 as.
Nie inaczej wyglądało to w meczach finałowych – nie wyróżnił się niczym szczególnym, ale zagrał we wszystkich sześciu meczach. Rzucił łącznie 8 punktów (1,3 na mecz), miał łącznie 2 zbiórki, 2 asysty, przechwyt i blok, ale w meczu nr 3 w ciągu 9 minut trafił 2 z 3 trójek i uzyskał 6 punktów.
Sam Jud mówił, że nie żałuje, że ma tak mało czasu gry, warto też podkreślić, że przed przyjściem do Bulls ani razu nie zagrał w play-off, a po szóstym finałowym meczu z Jazz zdobył już trzeci mistrzowski pierścień i 18 występów w finałach NBA.
Trzeba czegoś więcej?

Mistrzowie NBA 1998 - znajdź Juda!

Koniec ery Byków – Jud też odchodzi…

Jak pewnie wszyscy pamiętają, po sezonie 1997-98 wielka drużyna Byków rozpadła się – Jordan po raz drugi zakończył karierę, a większość czołowych zawodników zmieniła barwy klubowe. Odchodzili także gracze drugo- i trzecioplanowi, i drużynę z Wietrznego Miasta – choć trudno w to uwierzyć – po czterech latach gry i trzech zdobytych mistrzostwach – opuścił także Jud…
Taki obrazek – Buechler w kostiumie Bulls z numerem 30 – miał już nigdy więcej nie wrócić…

Co prawda tuż po zdobyciu trzeciego mistrzostwa Jud – mający zyskać niebawem status wolnego agenta – powiedział, że:

Okres gry w koszulce Chicago Bulls był najlepszy w całej mojej karierze. Oczywiście przede wszystkim chciałbym pozostać w Chicago.

ale dobrze wiemy, że nic z tego nie wyszło.
21 stycznia 1999 roku Jud opuścił Bulls i następnego dnia – w glorii chwały trzykrotnego mistrza NBA podpisał kontrakt jako wolny agent z Detroit Pistons za 1,7 mln dolarów na trzy sezony.

1998-1999 – Detroit Pistons

I tak oto trzykrotny mistrz NBA w swoim dziewiątym sezonie wylądował w piątym klubie – znowu występując z numerem 30.

W swoim pierwszym sezonie w barwach Tłoków zagrał we wszystkich 50 spotkaniach – jak pamiętamy, sezon został skrócony przez lokaut. Jud – swoim zwyczajem – wszystkie mecze rozpoczął z ławki,to grał średnio aż 21,1 minuty na mecz – najwięcej w karierze!
Średnie za sezon nie były może zbyt imponujące, ale w całej karierze lepsze statsy osiągał tylko w swoim drugim sezonie w Warriors.
Jud osiągał średnio 5,5 pkt, 2,7 zb., 1,1 as. i notował bardzo dobrą skuteczność w rzutach za 3 punkty – 41,2% – najlepszą w drużynie i dziesiątą w całej NBA! To jedyny raz, gdy Jud zaistniał w jakimkolwiek Top 10…
W sezonie 98/99 Jud zaliczył kilka efektownych gier – 24 marca w wygranym 84:71 meczu z New Jersey Nets rzucił 13 punktów i miał 4 zbiórki, trafił też 3 z 5 trójek. Z kolei 19 marca w wygranym 94:87 meczy z Dallas Mavericks wszystkie swoje 9 punktów rzucił w czwartej kwarcie, trafiając wszystkie trzy trójki!
Rekord punktowy sezonu uzyskał 19 lutego w wygranym 101-93 meczu z Phoenix Suns, kiedy rzucił 16 punktów, trafiając 4 z 6 rzutów za trzy punkty.

Ogółem tylko trzy razy Jud uzyskał dwucyfrowy wynik punktowy, ale punktował w aż 47 grach – tak wysoki procent meczów punktowanych nie zdarzył mu się nigdy wcześniej, ani też nigdy później!

Pistons awansowali wraz z Judem do play-off (bilans w sezonie 29-21), ale przepadli już w pierwszej rundzie po pięciu meczach z Atlanta Hawks.
Jud grał w play-off mniej – i słabiej. W czasie niespełna 7 minut gry uzyskiwał średnio tylko 1,6 pkt. i 2,6 zb.
Czwartego pierścienia z rzędu nie udało się zdobyć…

1999-2000 – Detroit Pistons

W drugim sezonie gry w barwach Pistons rola Juda znacznie spadła. Zagrał co prawda w 58 meczach, 5 razy wychodząc nawet w pierwszym składzie (po raz pierwszy od 1993 roku!), jednak grał średnio tylko 11,3 minuty na mecz, czyli dwa razy krócej, niż sezon wcześniej.
Odbiło się to na statystykach: średnie 2,2 pkt. i 1,6 zb. nie powalały. Do tego doszły najgorsze w karierze rezultaty w skuteczności rzutów – tylko 35,3% z gry, 21,7% za trzy punkty i 28,6% z wolnych!
Co prawda zdarzały się lepsze mecze – szczególnie dobrze Jud wypadł w dwóch spotkaniach przeciwko… Bulls: 19 kwietnia rzucił 14 punktów, a Pistons wygrali 112-91, a 29 grudnia zdobył 10 punktów i zaliczył 4 zbiórki, przyczyniając się do wygranej Tłoków 91-77, niemniej ogólny bilans sezonu wypada dla Juda negatywnie.
Trzy mecze z dwucyfrowym dorobkiem, ale aż 28 z zerowym kontem.
Co prawda Pistons z bilansem 42-40 awansowali do play-off, ale polegli do zera w pierwszej rundzie z Miami Heat.
W pierwszych dwóch grach Jud nie zdobył ani jednego punktu, ale na parkiecie spędził łącznie tylko 5 minut. Lepiej wypadł w meczu nr 3 – 6 punktów (dwie trójki) i 4 zbiórki, ale grał aż 29 minut.
Play-offy zakończył średnimi 2 punkty i 1,3 zbiórki i po raz drugi z rzędu nie świętował zdobycia mistrzostwa…

2000-2001 – Detroit Pistons

Mimo to Jud spędził w Detroit trzeci kolejny sezon, który – tu nie będzie zaskoczenia – bardzo przypominał poprzedni.
Czytaj – niewielka rola Juda i mizerne statystyki: 3,4 pkt. i 1,6 zb. przy skuteczności rzutów 46,3% z gry i 41,6% za 4 punkty. Poprawa chociaż w tym aspekcie – Jud trafił w całym sezonie 32 trójki, co było jego trzecim wynikiem w karierze.
Na boisko Jud spędzał średnio prawie 13 minut, ale zdarzyło mu się w sezonie zaliczyć kilka niezłych gier: 5 razy uzyskiwał dwucyfrowy wynik punktowy, rekord sezonu ustanawiając 1 grudnia w wygranym 103:93 meczu z Cleveland Cavaliers – Jud wyszedł w pierwszym składzie, trafił 5 z 6 rzutów (w tym trójkę) i zaliczył 13 punktów oraz 4 zbiórki.
Niestety, Pistons wygrali w sezonie tylko 32 mecze i Jud po raz pierwszy od lat nie zagrał w play-off…

Ostatni sezon

2001-2002 – Phoenix Suns, Orlando Magic

Przed sezonem 2001/02 Jud został sprzedany wraz z Johnem Wallace’m do Phoenix Suns, w drugą zaś stronę powędrował Clifford Robinson.
Jud długo jednak dla Słońc nie pograł –  koszulkę z numerem 26 założył tylko sześć razy i w ciągu 54 minut gry dla Suns zdobył sześć punktów (dwie trafione trójki) i zebrał osiem piłek.
Nim rozgrywki dobiegły końca, Jud był już graczem Orlando Magic :).

Oto bowiem 16 listopada na linii Suns-Magic-LA Clippers doszło do wielkie wymiany i tak oto Jud trafił na Florydę, gdzie z końcem sezonu 2001-02 przyszło mu zakończyć karierę.

Wcześniej jednak Jud zdążył zagrać w 60 meczach w barwach Magic, wracając do numeru 30 na koszulce – tego, z którym grał przez 7 lat w Detroit i Chicago.
Jud grał średnio nieco ponad 10 minut na mecz, notując średnio 1,8 pkt. i 1,8 zb. Trafił 19 trójek przy skuteczności 35,2%.
Najlepszy mecz w barwach Orlando rozegrał 29 listopada 2001 w przegranym 89:99 meczu z Celtics. Jud grał wtedy aż 31 minut (rekord sezonu), rzucił 7 punktów, miał 12 zbiórek, asystę, przechwyt i blok.

Ani razu w całym sezonie nie rzucił 10 punktów – jego rekord wyniósł zaledwie 9 pkt. w wygranym 119:103 meczu z Grizzlies (Jud trafił wtedy wszystkie trzy rzuty za 3 punkty).

Magic zakończyli sezon z bilansem 44-38 i awansowali do play-off, gdzie już w pierwszej rundzie polegli w czterech grach z Charlotte Hornets. Jud wybiegł na boisko tylko dwa razy – łącznie spędził na nim 10 minut, nie zdobył punktów (nie oddał nawet rzutu!), zaliczył zbiórkę, asystę i przechwyt.
Ostatni mecz Juda w karierze to mecz nr 2, wygrany z Hornets 111:103. Jud zagrał 4 minuty, zaliczając asystę i przechwyt.
Jego ostatni w karierze mecz w sezonie zasadniczym miał natomiast miejsce 17 kwietnia, w starciu z Miami Heat. Magic przegrali 89:103, a Jud wyszedł w wyjściowej piątce (!), zagrał 15 minut, zdobył 2 punkty, miał 5 zbiórek i asystę.

24 lipca 2002 roku jego kontrakt z Magic wygasł i kariera Juda dobiegła końca…

Człowiek, który zdobył 2385 punktów!

Spójrzmy:

Jud rozegrał w NBA 12 sezonów (1990-2002), w trakcie których rozegrał 720 spotkań. 29 razy wychodził w pierwszej piątce, a na parkietach spędził łącznie 8444 minut – średnio prawie 12 na mecz.
Łącznie rzucił 2385 punktów – średnio 3,3 na mecz. Trafił 263 rzuty za 3 punkty, przy skuteczności 36,6%. Zebrał 1266 piłek (1,8 na mecz), rozdał 560 asyst (0,8 na mecz), zaliczył 314 przechwytów (0,4 na mecz) i 144 bloki (0,2 na mecz).
Rekordy kariery to 19 punktów, 12 zbiórek, 6 asyst, 4 przechwyty i 3 bloki.
Do tego 45 minut na parkiecie w jednym meczu i 4 celne trójki.
W play-off Jud zagrał 7 razy – rozegrał 71 gier, notując średnio 1,7 pkt., 1,2 zb. i 0,3 as. w czasie prawie 8 minut gry.
Mało imponujące?
Możliwe, ale dodajmy do tego trzy pierścienie mistrzowskie i 18 występów w meczach finałów NBA.
Lepiej? :).

Setny strzelec Byków!

Choć Jud w swojej karierze reprezentował barwy siedmiu klubów, najlepiej pamiętany jest z czasów swojej gry w Chicago Bulls, których zawodnikiem był przez cztery kolejne sezony.
Można się zgodzić, że bycie dopiero trzecim w kolejności graczem na pozycji small forward w Chicago Bulls nie było zbyt wymagającym zadaniem – na pozycji tej rządził bowiem Scottie Pippen, a jego zmiennikiem był Toni Kukoc, gracz numer trzy potrzebny był więc głównie po to, aby wejść na chwilę i zrobić swoje (czytaj: rzucić za trzy, zebrać piłkę, wypełnić limit miejsc na boisku…). Taka rola przypadła właśnie Judowi, który w ciągu czterech sezonów w Chicago ani razu nie wybiegł w pierwszej piątce i rzucał przeciętnie tylko 2,9 pkt. na mecz (czyli mniej niż w całej karierze), ale… Jud robił swoje.
I robił to dobrze.
Co prawda jego rola jeszcze bardziej zmniejszała się (tak, to możliwe), gdy nadchodziły playoffs – w barwach Bulls Jud zdobywał w nich średnio 1,8 pkt. – ale koniec końców to on cieszył się z trzech tytułów mistrzowskich.
A Barkley, Ewing i Malone razem wzięci zdobyli o trzy mniej – nawet, gdyby dodać do nich Jamesa i Howarda, niewiele by to zmieniło…

Ciekawostką jest fakt, że w 281 meczach rozegranych przez Juda w barwach Bulls (36. miejsce w historii klubu) Jud rzucił 832 punkty, co daje mu… setne miejsce na liście najlepszych strzelców Bulls! :).
Z obecnych graczy najbliżej jest Ronnie Brewer, któremu do Juda brakuje 120 punktów – przy średniej Brewera z tego sezonu na poziomie 7,7 pkt. na mecz do końca sezonu Jud raczej swoje zaszczytne setne miejsce straci…
Z 98 celnymi trójkami Jud jest za to 22. na liście wszechczasów Chicago, jest też 23. w oddanych rzutach za 3 punkty i 18. pod względem skuteczności z dystansu.
Wierni kibice Bulls nigdy mu tego nie zapomną :).

Jud rekordzista!

Jak już pewnie zdążyliście się zorientować, Jud nie jest graczem formatu All-Star (swoją drogą nawet, gdyby jakimś cudem dostał powołanie, to wszedłby pewnie na pół minuty pod koniec trzeciej kwarty, trafił za trzy i zebrał jedną piłkę…) i nie widnieje na liście rekordzistów NBA w żadnych statystykach.
Jeśli jednak trochę pogrzebiemy w statystykach okaże się, że… jednak znajdziemy tam jego nazwisko – i to na pierwszym miejscu!
Niestety, nie są to rekordy zbyt chwalebne…
Oto bowiem do dziś Jud jest liderem w historii NBA pod względem ilości meczów kończonych bez dorobku punktowego – Jud ma ich na koncie aż 256 (czyli 36% wszystkich rozegranych!).
Co więcej, Jud jest także liderem kolejnego rankingu – tzw. trillions, czyli meczach, w których zawodnik w rejestrowanym czasie gry nie wpisał się do statystyk w żadnej kategorii, notując… 12 zer. Słowem – nie zrobił statystycznie nic, poza tym, że wszedł na boisko.
Jud w swojej karierze zaliczył 55 takich spotkań – najwięcej w historii ligi…

Jak Jud został surferem…

Jud Buechler zarobił w ciągu całej kariery kilkanaście mln dolarów, których – w przeciwieństwie do wielu innych graczy – nie roztrwonił na drogie ciuchy, nowe samochody i rozrywki. Rozsądnie zainwestował je w swoją przyszłość i po zakończeniu koszykarskiej kariery spokojnie delektuje się urokami bycia emerytowanym zawodnikiem NBA.
Spędza czas na realizowaniu swoich pasji – pływaniu na desce i uprawianiu sportów wodnych, plażowaniu, chodzeniu do kina, a w wolnych chwilach trenuje szkolną drużynę siatkówki, w której grają jego córki oraz Madelaine Kerr, córka Steve’a Kerra, z którym Jud przyjaźni się jeszcze z czasów studiów – no i wspólnej gry dla Bulls, oczywiście:

Jud

Jud nie był nigdy wielką gwiazdą. Nie rzucał zbyt wielu punktów, nie pakował efektownie piłki do kosza (przynajmniej niezbyt często), nie grał w ASG, nie widniał na plakatach, nie trafiał decydujących rzutów równo z syreną (ale grając w jednym zespole z Jordanem nie było o to łatwo), nie toczył wielkich pojedynków z żadnym rywalem, nie był też szczególnie popularny, a jego nazwisko potrafiło wymienić naprawdę niewielu.
Do tego był biały i specyficznie urodziwy – lata 90. pamiętają wielu graczy tego typu, którym warunki fizyczne na pewno nie pomagały w zostaniu ulubieńcem mas (Hornacek!).
Ale Jud to był gość – nigdy nie marudził, nigdy nie narzekał, nie krytykował, nie marudził, gdy dziennikarze setny raz pytali go o Michaela, nie brał udziału w bójkach czy pyskówkach.
Lubili go wszyscy koledzy z drużyny, a trener Bulls, Phil Jackson, powtarzał, że to jeden z najsympatyczniejszych ludzi z jakimi pracował.
No i ta radość Juda, gdy Bulls zdobywali tytuły :).
Słowem – fajny gość!

(fot. Pro Basket nr 3-98)

Przez lata dla wielu „kibiców” bywał obiektem kpin – nikt nie traktował go poważnie, lekceważono jego osiągnięcia, śmiano się, że pierścienie zdobył za pilnowanie kolegom z drużyny ręczników na ławce rezerwowych i że zamiast niego na boisko mógł wbiec każdy i niewiele by to zmieniło, wreszcie że był tylko tłem dla Jordana…

Jak wyżej - "Pro Basket", nr 1-98

Dla mnie jednak Jud był zawsze wzorem profesjonalisty – gracza zdyscyplinowanego, doskonale odnajdującego się w swojej roli, którą potrafił zaakceptować.
Najbardziej jednak robiło na mnie wrażenie to, że Jud doskonale wiedział, jakie są jego możliwości i doceniał sytuację, w jakiej się znalazł.

Mam świadomość tego, że spotkało mnie szczęście.

Mawiał z uśmiechem :).